Czy zamachy terrorystyczne zmienią politykę migracyjną Norwegii?

Jakub Godzimirski / Norsk Utenrikspolitisk Institutt (NUPI)
 

Zamachy terrorystyczne dokonane dnia 22 lipca 2011 r. wstrząsnęły nie tylko Norwegią, ale były szokiem także dla całej Europy. Wybuch bomby w centrum Oslo i masakra na wyspie Utøya spowodowały śmierć 77 osób. W zamyśle zamachowca te akty terroru miały doprowadzić do zmiany systemu politycznego Norwegii, zmiany norweskiej polityki migracyjnej i w dłuższej perspektywie czasowej - zapobiec islamizacji Europy. Wydaje się jednak, że Anders Behring Breivik dokonał całkowicie mylnej oceny sytuacji politycznej w kraju, a jego działania przyniosły efekt całkowicie odmienny od założonego. Badania opinii publicznej przeprowadzone w tydzień po zamachach świadczą o tym, że poparcie dla sił ksenofobicznych w Norwegii znacząco spadło, a poparcie dla Norweskiej Partii Pracy, która była głównym celem zamachów, znacząco wzrosło. Tak zwany Partibarometer badający poparcie dla partii politycznych w Norwegii przeprowadzony przez TNS Gallup 1 sierpnia 2011 r. wykazał, że poparcie dla Partii Pracy wzrosło z poziomu 31,3 proc. w czerwcu 2011 r. do 40,5 proc. W tym samym czasie poparcie dla norweskiej Partii Postępu - czołowej siły politycznej, która uczyniła sprzeciw wobec polityki migracyjnej prowadzonej przez trzypartyjną czerwono-zieloną koalicję rządową jednym ze swoich sztandarowych haseł - spadło o 0,7 proc. do najniższego od dłuższego czasu poziomu 16,5 proc. Także poparcie dla Partii Konserwatywnej, która również krytykowała, acz bardziej rzeczowo, rządzącą koalicję, spadło aż o 6,4 proc. - z 28,4 proc. w badaniu czerwcowym do 22 proc. w badaniu przeprowadzonym tuż po zamachach.

Zwłaszcza tak znaczący spadek poparcia dla Partii Postępu, który skądinąd zaczął się już przed zamachami, świadczy o tym, że antymigracyjna retoryka tej partii przestaje być atrakcyjna dla norweskich wyborców. W ciągu ostatnich pięciu lat Partia Postępu dwukrotnie - 1 października 2006 r. i 1 lipca 2008 r. - była partią cieszącą się największym poparciem Norwegów. W obu przypadkach chęć głosowania na tę partię wyraziło ponad 30 proc. ankietowanych. Jeszcze 2 grudnia 2010 r. trzy czołowe partie cieszyły się poparciem około 25 proc. norweskich wyborców, a różnica między Partią Pracy (27,7 proc.) a Partią Postępu (23,7 proc.) była nie większa niż 4 punkty procentowe. Już 7 czerwca 2011 r. Partia Pracy zyskała jednak poparcie 30,3 proc., podczas gdy poparcie dla Partii Postępu spadło do 14,5 proc. Tak Partia Pracy, jak i Partia Postępu zostały jednak „pobite” w tym badaniu przez Partię Konserwatywną popartą przez 31,8 proc. badanych.  Gdyby wybory do norweskiego parlamentu zostały przeprowadzone w tym czasie, koalicja prawicowo-centrowa miałaby 97 mandatów, a rządząca koalicja lewicowo--centrowa tylko 72 mandaty.

Po zamachach 22 lipca sytuacja zmieniła się jednak znacząco na korzyść koalicji rządzącej, która mogłaby mieć w nowym parlamencie 90 mandatów, pozostawiając opozycji tylko 78 miejsc. Należy jednak założyć, że nawet gdyby ta przewaga koalicji rządzącej miała się utrzymać do następnych wyborów parlamentarnych, wydarzenia z 22 lipca będą na pewno miały konsekwencje dla norweskiej polityki migracyjnej, która zresztą już przed tymi zamachami zmierzała w kierunku zaostrzenia. Możliwe zmiany nie dotkną jednak w żaden istotny sposób migracji Polaków do Norwegii, ponieważ migracja ta ma głównie charakter pracowniczy i jest regulowana nie tyle wewnętrznymi przepisami norweskimi, ile umową o Europejskim Obszarze Gospodarczym zawartą między Norwegią a UE.

Opublikowano w numerze: 30 / Lipiec-Sierpień 2011 | Kategoria: Artykuły