Polskie kindersztuby nauczanie

Pod koniec grudnia 2013 r. Anna Fotyga wystąpiła do Ministra Sprawiedliwości z interpelacją w sprawie programu resocjalizacji niemieckiej młodzieży realizowanego nad Wisłą. „W Polsce zainteresowane osoby fizyczne, w celach zarobkowych, przyjmują małoletnich cudzoziemców, nie zawsze wiedząc do końca, na co się decydują” - alarmowała posłanka. Co, jak można się jedynie domyślać, odnosiło się do braku świadomości, jak trudnego zadania podejmują się osoby przyjmujące na wychowanie małoletnich Niemców, ale częściowo również - do niepełnych informacji dotyczących charakterystyki wychowanków i ich przeszłości. Początkowo resort odmówił odpowiedzi, wskazując, że adresatem podnoszonych wątpliwości powinno być Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej. Po ponowieniu interpelacji resort wskazał, że na podobne wątpliwości Ministerstwo już odpowiadało w 2006 r. i przytoczył treść tychże wyjaśnień. 

Program, na podstawie którego Niemcy zaczęli wysyłać młodzież za granicę, powstał w 1991 r. Z czasem wśród krajów docelowych, takich jak m.in. Francja, Rosja, Portugalia czy Finlandia, znalazła się również Polska. Małoletni obywatele Niemiec trafiają za Odrę na podstawie niemieckiego Kodeksu socjalnego (SGB). Jest to dopuszczalne tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy inne środki wychowawcze zawiodły. Aby wyjazd doszedł do skutku, nie wystarczy orzeczenie sądu. Konieczna jest zgoda rodziców sprawiającego problemy nastolatka. Przeprowadzki zarządzane są przez Jugendamty - urzędy ds. młodzieży, które samą organizację wyjazdów zlecają niemieckim podmiotom niepublicznym, np. AWO Fachberich Ausland. One z kolei zajmują się pobytem dzieci bezpośrednio poprzez swoje placówki w Polsce albo współpracują z osobami tutaj mieszkającymi bądź polskimi instytucjami. „Umowy w tym zakresie mają charakter prywatny i zdecentralizowany, co oznacza, że zarówno ze strony niemieckiej, jak i polskiej występuje wiele podmiotów, przy czym nie są to podmioty publiczne” - czytamy w  odpowiedzi Ministerstwa Sprawiedliwości na interpelację z 2006 r.

Wysłanie za granicę to często jedyne wyście, aby zagubionego młodego człowieka „zawrócić na dobrą drogę” lub chociaż do dobrej zbliżoną. Przyjeżdżają osoby, często już doświadczone przez życie, z rodzin niewydolnych wychowawczo, nierzadko ofiary różnego rodzaju przemocy. Podmioty przyjmujące niemieckich nastolatków otrzymują gratyfikację finansową w wysokości ok. 4-4,5 tys. zł brutto oraz zwrot poniesionych kosztów, jak również wsparcie psychologa, pedagoga czy w postaci szkoleń. Opiekunowie często znają język niemiecki, chociaż nie jest to regułą. Młodzi Niemcy mogą w Polsce nadrobić braki w nauce i eksternistycznie podejść do egzaminów. Większość nieletnich trafia na Pomorze.

Sprawa budzi emocje nie tylko ze względu na wynagrodzenie - wyższe niż w wypadku rodzin opiekujących się obywatelami polskimi - ale też opór i obawy ze strony społeczności lokalnych. Sprawie nie pomaga aura tajemnicy - Niemcy obawiają się zarzutów o eksportowanie problemów,  a Polacy nie zawsze chcą się przyznawać za co dostają pieniądze. Ciekawe jest to, że przyjazd młodych Niemców do Polski działa de facto w oparciu o ten sam instrument, który umożliwia Polakom legalną pracę zarobkową po drugiej stronie Odry - unijną swobodę przepływu osób.  

KM

Opublikowano w numerze: 47 / Kwiecień 2014 | Kategoria: Imigranci w Polsce