Deportacja jako instrument zmniejszania bezrobocia

Liczba cudzoziemców w Królestwie Arabii Saudyjskiej to prawie 9 mln, co stanowi ok. 1/3 populacji tego kraju. Cudzoziemcy na Półwyspie Arabskim to przede wszystkim przybysze z państw azjatyckich - takich jak Pakistan, Bangladesz, Filipiny, Indonezja - czy afrykańskich, jak np. Etiopia czy Egipt. Migranci, stanowiąc istotną część populacji, mają duże znaczenie dla gospodarki tego kraju: wykonują większość prac niewymagających wysokich kwalifikacji, nisko płatnych (np. prace porządkowe, budowlane czy usługi, w tym dla gospodarstw domowych). Najczęściej robią to bez ważnych zezwoleń na pracę czy pobyt. Ponieważ zajmują kilka milionów miejsc pracy, to w obliczu wzrostu poziomu bezrobocia wśród Saudyjczyków (w 2013 r. sięgnął 12 proc.), tamtejszy monarcha zdecydował się na dość dyskusyjny sposób ich „uwalniania” dla rodzimej siły roboczej: postanowił pozbawić zatrudnienia imigrantów pracujących bez zezwolenia na pracę.

Przed masowymi deportacjami w Królestwie obowiązywała amnestia dla nieudokumentowanych migrantów. Akcja rozpoczęła się w kwietniu 2013 r. i początkowo miała trwać trzy miesiące, ale z powodu dużej liczby zainteresowanych władze Królestwa przedłużyły ją o kolejne cztery miesiące. Po zakończeniu amnestii (3 listopada 2013 r.) polityka oparta na akcie łaski przerodziła się w politykę opartą na zintensyfikowanych kontrolach legalności pobytu i zatrudnienia oraz wydaleniach. W rzeczywistości ogłoszona amnestia nie była aktem łaski dla imigrantów, ale sposobem na uniknięcie paraliżu gospodarczego, który mógł być efektem masowego opuszczania miejsc pracy przez deportowanych cudzoziemców.

Nie wszyscy z kilkumilionowej rzeszy migrantów ekonomicznych niemających właściwych dokumentów zdołali podczas amnestii podjąć legalne zatrudnienie, co uprawniało ich do pozostania w Królestwie Arabii Saudyjskiej. Udało się to ok. 4 mln osób. Około milion cudzoziemców musiało wrócić do swoich krajów pochodzenia. Nadal jednak nawet 4 mln migrantów pozostały w Arabii Saudyjskiej, mimo braku uprawnień. I to właśnie na nich skupione są działania nie tylko saudyjskich służb, ale też zwykłych Saudyjczyków, którzy włączyli się w proces „tworzenia” miejsc pracy i politykę braku tolerancji dla nielegalnej imigracji.

Kontrole nasiliły się zarówno w miejscach pracy imigrantów, jak i w miejscach ich zamieszkania (zwykle są to biedne dzielnice). W stolicy Królestwa, Rijadzie, w listopadzie 2013 r. doszło do zamieszek, gdy Etiopczycy stawiali opór przy zatrzymaniu. Do starcia migrantów z policją dołączyli - w charakterze swoistej spontanicznej straży obywatelskiej - zwykli Saudyjczycy. W wyniku zamieszek zginęło 5 osób, 70 zostało rannych, a 600 aresztowanych. I tym razem władze Królestwa znalazły rozwiązanie problemu: deportowanie „inicjatorów”. W 2013 r. do Etiopii wróciło ok. 100 tys. Etiopczyków pracujących dotychczas w Arabii Saudyjskiej. Tylko w listopadzie, tuż po zamieszkach, jak ogłosiły władze Królestwa, ok. 23 tys. migrantów z Etiopii „oddało się” (w obliczu ryzyka nieustannych kontroli i wydaleń) w ręce saudyjskich służb. 

Kolejne miesiące pokażą, czy rodzima potencjalna siła robocza jest zainteresowana „uwalnianymi” miejscami pracy. Jak na razie, zalegające na ulicach stolicy śmieci, paraliż szkół z uwagi na nieobecność woźnych, likwidacja małych firm budowlanych czy zamknięcie lokalnych sklepów przekonują, że choć istotnie zmniejszył się udział cudzoziemców w saudyjskiej gospodarce, to skutkiem ubocznym tego jest zastój w tych sferach gospodarki, w których ich nagle zabrakło.                

MoS

Źródła: New York Times, Onet.pl, Wp.pl.

Opublikowano w numerze: 45 / Grudzień 2013 | Kategoria: Migracje w UE i na świecie