Problem nie do rozwiązania?

Monika Szulecka, Ośrodek Badań nad Migracjami UW, Instytut Nauk Prawnych PAN

Śmierć ludzi stłoczonych na pokładach łodzi, dramatyczne akcje ratunkowe podejmowane też przez statki handlowe, przepełnione obozy dla poszukiwaczy azylu i wzrok przywódców innych niż Grecja, Włochy i Malta krajów europejskich odwrócony od europejskich wybrzeży Morza Śródziemnego pokazały wyraźnie, że - niezależnie od wysiłków (raczej niewystarczających) podejmowanych przez UE - presja migracyjna jest ogromna i przerasta możliwości państw unijnych działających w pojedynkę. Mimo dyskusji, inicjowania specjalnych operacji patrolowo-ratunkowych, południowa granica morska wciąż ulega pod naporem migrantów. Wiele prób przedostania się na kontynent europejski kończy się śmiercią, kwitnie biznes związany z organizowaniem nielegalnej migracji, a system pomocy tym, którzy szukają ochrony i wsparcia, jest niewydolny. Antyimigracyjne nastawienie części europejskich społeczeństw wcale nie maleje w obliczu tragedii na Morzu Śródziemnym. Mimo problemów, nierówności w ramach samej UE, Europa pozostaje nadal wymarzonym i bezpiecznym celem podróży. Choć upragniony cel nie zawsze zlokalizowany jest właśnie u wybrzeży Morza Śródziemnego. Efekty presji migracyjnej na południu nie są wyłącznie problemem Włoch, Malty czy Grecji - część migrantów czy potencjalnych uchodźców stara się przedostać do innych krajów, postrzeganych jako bardziej atrakcyjne (m.in. kraje skandynawskie). Towarzyszy temu rozwój nieformalnych usług, w kodeksach różnych państw definiowanych jako ułatwianie nielegalnej migracji. 

Trudno polemizować z argumentami, że zakrojone na szeroką skalę akcje ratunkowe stanowią czynnik przyciągający kolejnych migrantów czy potencjalnych uchodźców. Nie ulega też wątpliwości, że nieformalne usługi przemytnicze, które rozwinęły się na bazie presji migracyjnej w rejonie Morza Śródziemnego, powinny być w znacznym stopniu ograniczone. Istnieje ryzyko, że „uderzenie” w przemytników spowoduje, że morskie podróże do Europy będą droższe i mniej dostępne, a powstrzymywanie uciekinierów przed przeprawą poprzez np. zatrzymania w Libii będzie w rzeczywistości odcięciem potencjalnych uchodźców od możliwości ubiegania się o ochronę. Czy walka z nielegalną migracją poprzez misje cywilno-wojskowe to odpowiednia odpowiedź UE na presję migracyjną na południe od Europy? Trzeba pamiętać, że determinacji jednej strony (osób pragnących przedostać się do Europy) towarzyszy determinacja organizatorów tych podróży, choć cel niekoniecznie jest ten sam.

Wydarzenia na Morzu Śródziemnym pokazały, że organizatorom przerzutu zależy przede wszystkim na osiąganiu jak największych zysków, nawet jeśli ceną tego jest ludzkie życie. Stąd zatłoczone, niesprawne łodzie i swoiście pojmowana ochrona własnej „floty”: w 2015 r. dwukrotnie odnotowano przypadki użycia broni przez przemytników, którzy chcieli odzyskać puste łodzie po tym, gdy ich pasażerowie zostali już zabrani na pokłady statków niosących pomoc. Osłabienie grup zajmujących się organizacją przerzutu ludzi drogą morską jest koniecznością, zwłaszcza w obliczu sygnałów o związkach tego procederu z finansowaniem terroryzmu, ale też o przedostawaniu się tym kanałem osób, które mogą angażować się w działalność terrorystyczną. Trudne to zadanie, jeśli chce się ochronić uciekinierów z Afryki i Bliskiego Wschodu przed poniesieniem konsekwencji zaostrzenia walki z nielegalną migracją i przerzutem ludzi. Pokazał to przykład Australii, która borykała się z podobnym problemem, choć na wiele mniejszą skalę. Polityka oparta na zasadach „zero tolerancji” dla przemytników i nielegalnej migracji oraz ograniczenie możliwości poszukiwania azylu w Australii dała wymierne efekty, ale wzbudziła też niemałe kontrowersje ze względu na izolowanie potencjalnych uchodźców w specjalnych obozach, na wyspach, z dala od australijskiego lądu, sygnały o złym traktowaniu i mało przejrzyste zasady operacji patrolowo-ratunkowych na oceanie.

Opublikowano w numerze: 51 / Czerwiec 2015 | Kategoria: Artykuły